Po raz kolejny Pan Janusz Michałowski przekazał Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy w Augustowie lampę ze swojej wyjątkowej kolekcji. Dzięki Jego darom na aukcjach WOŚP wylicytowano kwoty:

26. Finał / 2018 lampa 1 900
świecznik 2 300
27. Finał / 2019 lampa 4 600
28. Finał / 2020 lampa 5 900
Łącznie 14 700 PLN

Wszystko takie troszkę odległe, nawet bardzo odległe od pracy, którą się wykonuje jest niezbędne. Zupełne odejście od tego co się wykonuje na co dzień często mi pomagało, wtedy kiedy bardzo dużo grałem – opowiada aktor Janusz Michałowski urodzony w Augustowie, absolwent Liceum im. G. Piramowicza.

Janusz Michałowski. Zdjęcie Ewy Woronieckiej

Od ponad pół wieku pana pasją jest kolekcjonowanie lamp. Kiedy było pierwsze spotkanie z lampą?

– Pierwsze spotkanie z lampą naftową – to mój rodzony Augustów. Tuż po wojnie nie było elektryczności w Augustowie i mama kupiła lampę naftową, taką najprostszą. Zbiorniczek, szkiełko i tak tę lampę zapamiętałem. Potem jak skończyłem studia, pierwszym moim teatrem był Koszalin. Tam szef kultury, który organizował przedstawienie teatralne zaprosił mnie do siebie do domu. Był to wieczór, zapalił lampę naftową. Była to lampa z porcelany, malowana w kwiatki. Ja się tym tak zachwyciłem. Nie wiedziałem, że przedmiot codziennego użytku – lampa naftowa, może być tak wspaniale zdobiona, tak piękna… Poszedł do drugiego pokoju i przyniósł mi w prezencie inną ale też malowaną w kwiatki. No i tak zaczęła się moja pasja.

W całym tym zdarzeniu była jednak istotna ta moja pierwsza lampa – augustowska. Pamiętam, lekcje odrabiałem przy biednej, kopcącej lampie naftowej. Stąd ten mój zachwyt, że przedmiot codziennego użytku może być tak wspaniały… – wspomina aktor i kolekcjoner.

Janusz Michałowski. Zdjęcie Ewy Woronieckiej

Jakie uczucia towarzyszą panu w realizacji swojej pasji?

Ten zachwyt, to pierwsze spotkanie z tym pięknym przedmiotem i tak bliskim, tak ważnym w moim dziecięcym życiu, spowodowało, że to było powodem dalszych moich poszukiwań. Za każdym razem była to wielka radość. Nowy przedmiot, nowy wzór, inny klosz… To było takim motorem, żeby zdobyć jeszcze, jeszcze. To jest uczucie myśliwego. Pierwsze to chęć zdobywania, posiadania. Natomiast potem przychodzi moment skupienia i zauważasz piękny wzór i kolor.

Oczywiście towarzyszył tym spotkaniom, wyjazdom jakiś trud ale ważna była radość z pozyskania nowego przedmiotu. To jest też potem radość z kompletowania. Ja często potrafię sam lutować, potrafię sam spawać i to też sprawia przyjemność. W całej tej przygodzie jest nie tylko chęć posiadania ale to jest jakby wypełnienie życia. To jest bardzo istotna część w moim życiorysie, ta pasja. Poza tym w tej chwili jak patrzę na lampę to przypominam sobie zdarzenie, tę postać, która mi to sprzedała, rozmowę , historię tej lampy opowiedzianą przez tę postać. Dla mnie każda z tych lamp to jest spotkanie, jakiś wyjazd, jakaś rozmowa…

Kolekcja lamp sięga imponujących rozmiarów, ponad sto sztuk. W jaki sposób powiększał pan swój zbiór, jak pan docierał do lamp kiedy nie było Internetu?

– W pierwszych moich teatrach jeździłem bardzo często z miejsca na miejsce. To był teatr objazdowy. W związku z tym możliwość spotkania tych przedmiotów była większa. Pięćdziesiąt lat temu tych przedmiotów było bardzo dużo a zdobycie ich było o wiele łatwiejsze bo były to przedmioty często pogardzane. Spotykałem takie miejsca jak skup metali, skup szkła. Bardzo często w takich miejscach, na tych składnicach złomu były kompletne lampy. Można było je kupić na kilogramy.

Co pan robił z lampami, które były niekompletne?

– To jest tak, że lampa ma szereg części, które można odkręcić i wymienić… np. palnik po jakimś czasie zużywał się albo klosz stłukł się. Były znormalizowane gwinty, można było oddzielnie kupić klosz, palnik, podstawę, która złamała się. Często były to podstawy nie mosiężne a z cynku zrobione. To jest metal, który kruszy się. Takie poszczególne części można było oczywiście kupować.

Janusz Michałowski. Zdjęcie Ewy Woronieckiej

Lampy są towarzyszkami pana życia ponad pięćdziesiąt lat. Czy pana żona akceptuje to, że zajmują one dużą powierzchnię mieszkania?

– Pod tym względem mam wspaniale bo i żona cieszy się każdą zdobytą lampą. Lubi to, także z tego powodu nie mam kłopotów. Przeciwnie, radość jest większa bo wiem, że sprawiam też przyjemność i radość Izie. To też dzięki niej ta kolekcja powstała, bo przecież gdyby z tego powodu były jakieś konflikty to byłoby bardzo przykre, niemożliwe do realizacji. Tak, to nie potrafiłbym chyba…

Jak pan łączy dwie pasje, aktorstwo i kolekcjonerstwo?

– To jest zupełnie inna sprawa, to są inne emocje. Lampy mi oczywiście pomagają jak czytanie książek, jak dobry spacer. Emocje tu jednak mają inną barwę, są istotne i mocne. To poświęcenie tego kawałka życia i energii to jest zupełnie co innego niż praca. To kolekcjonowanie i grzebanie przy nich, odnawianie, lutowanie to jest raczej odpoczynek po pracy na scenie, choć też wymaga trudu i czasu.

Janusz Michałowski. Zdjęcie Ewy Woronieckiej

Czy warto jest oddać się swojej pasji bezgranicznie, zanurzyć się w niej?

– Ja myślę, że jest to niezbędne. Wszystko takie troszkę odległe, nawet bardzo odległe od pracy, którą się wykonuje jest niezbędne. Zupełne odejście od tego co się wykonuje na co dzień, jest ważne. Kiedy towarzyszą jakieś ogromne przeżycia, niepowodzenia wejście w inny zupełnie świat bardzo pomaga. Wtedy kiedy bardzo dużo grałem, w momentach trudnych, często schodziłem do piwnicy do mojego warsztatu…

Jak pan widzi przyszłość swojej kolekcji?

– Nigdy o tym nie myślałem, to znaczy nie myślałem w sposób tkliwy. Kiedyś oczywiście pomyślałem, może gdzieś, kiedyś do muzeum ale to było takie racjonalne. W tej chwili pojawia się u mnie taka starcza tkliwość. Chciałbym żeby to znalazło miejsce właściwe, żeby to się komuś przydało, żeby jakieś dobre muzeum… No tak, to jest kawał życia przecież. Od tej pierwszej lampy, od tego momentu zaraziłem się pasją, jakąś istotną częścią życia. To brzmi trochę śmiesznie ale rzeczywiście tak jest, ja oddałem temu kawał życia. Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest aż tak wartościowe, ani to sztuka jest. Większość to kicz a nie wysoka sztuka. Czasami myślę, nazbierałem tych gratów tyle ale w ten sposób ochroniłem tę część, może nie sztuki ale rzemiosła artystycznego, że to się może kiedyś przyda komuś… Może nie tyle troszczę się o los tych lamp ale o jakąś sprawę.

Mam świadomość, że są inne kolekcje w Polsce, nie widziałem wszystkich. Mam kontakty z kolekcjonerami. Ci, którzy opisują tę dziedzinę rzemiosła, którzy przychodzą do mnie, twierdzą, że to jest jedna z ciekawszych kolekcji w Polsce.

Myślał pan o Augustowie, by tam trafiły?

– Tak, tak. Ja myślę o Augustowie. To nie jest wszystko (wskazuje na lampy pan Michałowski), ja mam bardzo dużo tych lamp w piwnicy, także to jest część tylko. Gdyby było miejsce gdzie można zrobić stałą wystawę tych lamp naftowych, to przekazałbym je. Z radością się tym podzielę, tylko szukam żeby to było pewne miejsce.

Janusz Michałowski. Zdjęcie Ewy Woronieckiej

Augustowianie pamiętają, że podarował pan lampy na WOŚP.

– Tak, cztery. W tym roku i ubiegłym. Ja właśnie z radością to robię. Jak to komuś dam, wiem, że to służy jakieś sprawie to mi sprawia radość większą niż wtedy kiedy kupowałem.

Wywiad przeprowadziła: Ewa Woroniecka mieszkanka Augustowa.

Współpraca: Bogdan Falicki Klub Augustowian w Warszawie.