Nawet leśnicy przebywający w lesie często i we wszystkich porach, tak dnia jak i roku, rzadko mają okazję przyjrzeć się z bliska temu tajemniczemu ptakowi.

fot. Marek Węgrzynowicz, Nadleśnictwo Augustów

     W zasadzie widujemy go niemal wyłącznie w tzw. ciągu, czyli w czasie wieczornych przelotów, podczas których niewtajemniczony obserwator częstokroć bierze słonkę za nietoperza. Cóż dopiero wyśledzić naziemne gniazdo i bez spłoszenia wykonać serię jakże intymnych zdjęć, jakimi po raz kolejny dzieli się z nami Pan Marek Węgrzynowicz. A oto krótki, acz pełen emocji wynikających z obserwacji misterium narodzin, komentarz samego autora.

     „Pozycję w czatowni zająłem przed godz. ósmą, i zaraz umieściłem bohaterkę reportażu w centrum obiektywu. Zastanawiające wydały mi się wykonywane przez ptaka ruchy. Nieznaczne, delikatne obroty na gnieździe wokół własnej osi brałem początkowo za objaw zaniepokojenia, lub taktykę obserwacji przedpola, ale wkrótce zrodziło się przypuszczenie, że być może właśnie teraz dochodzi do wykluwania się piskląt. Przypuszczenie przerodziło się w pewność po sześciu godzinach, gdy o czternastej spod piersi matki wyłoniło się pierwsze pisklę. Młode wgramoliło się na plecy matki, a kiedy ta delikatnym ruchem skrzydeł strząsnęła je, próbowało skubać jakieś rośliny tuż przy gnieździe. Zaraz za pierwszym pojawiły się dwa kolejne pisklęta. Z ich zachowania promieniowała ciekawość świata, a natarczywe skubanie matki za dziób bardziej niż pieszczotę przypominało zachętę do wspólnego opuszczenia gniazd. Po chwili aktywności młodzież wróciła jednak pod skrzydła matki aby się ogrzać. Epizody aktywności piskląt powtarzały się jeszcze kilkakrotnie, aż wreszcie ok. godz. 19 gniazdo na 15 min. opuściła matka. Zamarłem z niepokoju, ponieważ kierunkiem jej pieszej wędrówki początkowo była moja czatownia. Szczęśliwie nie zostałem zdemaskowany, a mama-słonka, zapewne po krzepiącym posiłku, powróciła do ogrzewania piskląt. O zmroku opuściłem moją kryjówkę, a następnego popołudnia, bez większych nadziei na zastanie rodzinki w gnieździe, ponownie podkradłem się do czatowni. Rzeczywiście gniazdo było już opuszczone, co pozwoliło mi zbliżyć się do niego. Pozostało jedno niewyklute jajo. A więc 75% sukces lęgowy (jak na razie). Ale ile piskląt dożyje samodzielności ? Ile założy własne gniazda?„

     Jedną z taktyk składających się na strategię przetrwania słonki jest mimikra. To takie uczone określenie sztuki kamuflażu. Wieloodcieniowe i wzorzyste ubarwienie w kolorach dna lasu tak znakomicie maskuje, że u gatunku wykształciła się reakcja tzw. dosiadywania, czyli przywarcie do podłoża w bezruchu zamiast panicznej ucieczki w chwilach zagrożeń. 

     Taktyka nr 2 to stenofagia, czyli dość wąska specjalizacja pokarmowa. Co prawda w diecie słonki w niewielkiej ilości występują jagody i nasiona, ale podstawą bytu są dżdżownice, larwy owadów i inne bezkręgowce pobierane z gleby. A ponieważ do wyszukanych potraw potrzebne są wyszukane sztućce, „matka ewolucja” wyposażyła słonkę w nie lada dziób. Dziób, nie dość że długi, to jeszcze specjalnie unerwiony na samym końcu niczym sonda do podziemnych poszukiwań, a ponadto posiadający zdolność do rozwarcia samego tylko końca, zręcznie chwytającego rozpoznaną zdobycz bez nabierania gleby. No a jak zadbać o bezpieczeństwo gdy ma się dziób na całą jego długość zanurzony w glebie ? Jest i na to metoda. Osadzenie oczu w tylnej – górnej ćwiartce głowy pozwala podczas podziemnych polowań śledzić wzrokowo szerokim kątem wszystko co się dzieje na powierzchni, tak na ziemi jak i w powietrzu.    

     Toki czyli taktyka reprodukcji gatunku też są dość oryginalne. Szerokiemu światu swoją na nim obecność ujawniają tylko samce, których udział w całym procesie wyprowadzenia nowego pokolenia sprowadza się jedynie do kopulacji. W zależności od pogody, od ostatnich dni marca do początku maja przelatują one nisko nad lasem, na ogół po trasie trójkąta, wydając charakterystyczny odgłos zwany chrapaniem i poświstywaniem, bacznie nadstawiając ucha na przyzwalającą odpowiedź potencjalnych partnerek.  Samiczki odpowiedzialne za zniesienie, wysiadywanie i odchowanie piskląt, również podczas toków pozostają w ukryciu, i tylko przelatującego samca, krótkim sygnałem informują o swojej obecności. Ponieważ taki przelotny romans mógłby się czasem okazać bezproduktywny, samiczki nie mają moralnych skrupułów aby zasygnalizować swoją przyzwalającą obecność kolejnym gachom. Taką strategię doboru naturalnego nazwano poliandrią.

 Jeśli powyższy artykuł, a zwłaszcza ilustrujące go fotografie rozbudzą państwa apetyt na bliższą znajomość ze słonką, polecam wieczorne spacery skrajem olsów i innych wilgotnych siedlisk leśnych. Niedługo po zachodzie słońca nadstawcie ucha, a gdy usłyszycie dźwięk, który nazwalibyście chrapaniem i poświstywaniem, skierujcie wzrok do góry, a w lukach koron lub nad uprawami zobaczycie tego tajemniczego mieszkańca naszych lasów. Powodzenia.

I jeszcze jedno zjawisko, nie spotykane u żadnego innego rodzimego gatunku ptaka. Otóż bywa, że bezpośrednia okolica ścielonego na ziemi gniazda zmieni się niekorzystnie zanim pisklęta osiągną wymaganą mobilność. Wówczas zaradna mama przenosi drogą powietrzną swoje latorośla, przytrzymując je dziobem i nóżkami.

augustow.bialystok.lasy.gov.pl

fot. Marek Węgrzynowicz, Nadleśnictwo Augustów