Na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu i 5 tys. zł grzywny skazał we wtorek Sąd Rejonowy w Białymstoku dowódcę akcji gaszenia pożaru hali magazynowej w Białymstoku, w której ponad sześć lat temu zginęło dwóch strażaków. Wyrok nie jest prawomocny.

zdjęcie ilustracyjne: augustow.org

Sąd uznał, że oskarżony nieumyślnie nie dopełnił swoich obowiązków, spoczywających na nim jako osobie dowodzącej częścią akcji. Prokuratura chciała w tym procesie roku więzienia w zawieszeniu i 10 tys. zł grzywny. Obrona – uniewinnienia.

Do śmiertelnego wypadku w akcji gaśniczej doszło 25 maja 2017 r. Wybuchł wówczas pożar dużej hali magazynowej w Białymstoku. Przechowywano w niej m.in. plastikowe elementy sztucznych kwiatów i opon. Akcja trwała kilka godzin, uczestniczyło w niej ponad stu strażaków.

W działaniach zginęło dwóch strażaków z komendy miejskiej PSP w Białymstoku. Mieli 26 i 29 lat i 4-letni staż w służbie. Ich zadaniem było rozpoznanie sytuacji w płonącym magazynie. Jak ustalono, przy słabej widoczności i dużym zadymieniu, na piętrze weszli na podwieszany sufit, który się pod nimi zawalił.

Śledztwo trwało kilka lat, najbardziej pracochłonne było przygotowanie opinii przez biegłych. Dowódcy akcji prokuratura zarzuciła nieumyślne niedopełnienie obowiązków służbowych, skutkujące nieumyślnym narażeniem strażaków na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia.

W ocenie śledczych, oskarżony (obecnie na emeryturze mundurowej), jako kierujący akcją „nie zebrał w sposób dostateczny informacji na temat konstrukcji i umiejscowienia znajdującego się w budynku podestu technicznego i sufitu podwieszanego od znajdującego się na miejscu zdarzenia użytkownika budynku, w wyniku czego wchodzący w skład roty rozpoznawczej funkcjonariusze PSP (…) zostali nieumyślnie narażeni przez niego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu”.

Sąd uznał oskarżonego za winnego tego, że – jako osoba pełniąca funkcję kierownika działań ratowniczych – działając nieumyślnie, nie dopełnił swoich obowiązków służbowych w taki sposób, że nie zebrał w sposób dostateczny informacji dotyczących budynku, ale też nie zawęził obszaru działania tzw. roty rozpoznawczej i nie wycofał tych strażaków z budynku, po podjęciu decyzji o zmianie sposobu gaszenia hali. W ten sposób dwaj strażacy zostali narażeni przez niego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.

W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Andrzej Kochanowski cytował wnioski z opinii biegłego; mówił, że to opinia „zupełna, jasna, rzetelna i nie zawiera sprzeczności”. Podkreślał, że rozwiewa też ona wątpliwości co do ewentualności zarzutów nieumyślnego spowodowania śmierci strażaków.

„Gdyby to sam oskarżony skierował w to miejsce, bezpośrednio, strażaków, byłyby – w mojej ocenie – podstawy do przypisania mu takiej odpowiedzialności. Ale w sytuacji, kiedy oskarżony w sposób niedostateczny organizuje akcję gaśniczą, a następnie dochodzi do pewnego ekscesu ze strony strażaków, czyli nie konsultują oni z dowodzącym akcją tego, że odchodzą z tego miejsca, gdzie mieli być, odchodzą od linii gaśniczej i przesuwają się w inne miejsce (…), to zamyka to drogę do przypisania oskarżonemu odpowiedzialności za nieumyślne spowodowanie śmierci” – mówił.

Sędzia podkreślał, że oskarżony – choć starał się prowadzić akcję jak umiał najlepiej – popełnił błędy, wskutek których doszło do stanu zagrożenia, który „w połączeniu z innymi elementami, również z zachowaniami pokrzywdzonych, doprowadził do tej niewątpliwie wielkiej tragedii”.

Wymienił: niedostateczne zebranie informacji o budynku, brak decyzji o ograniczeniu obszaru działań roty rozpoznawczej do pomieszczeń biurowych na piętrze oraz brak decyzji o wycofaniu tych strażaków, gdy zapadła decyzja, że pożar będzie gaszony nie wodą, a pianą.

Odnosząc się do kary sędzia Kochanowski zwracał uwagę, że – o ile można mówić o stosunkowo małym stopniu winy (nieumyślność) – to stopień społecznej szkodliwości czynu był bardzo wysoki i nie pozwalał np. na zastosowanie warunkowego umorzenia postępowania. „Żadna kara nie zmieni tego, co się stało. Kara ma tu znaczenie drugorzędne, dużo większe znaczenie ma tutaj jak najlepsze wyjaśnienie tego, co się zdarzyło, zwłaszcza dla członków rodziny” – podkreślił.

Ani oskarżonego ani jego obrońcy nie było na publikacji wyroku.(PAP)

autor: Robert Fiłończuk

rof/ apiech/