Jedną z definicji słowa dystans jest „odległość w czasie lub przestrzeni”. Dystans, to również odcinek drogi, na którym odbywają się wyścigi. Jednak nie to określenie dystansu nasunęło mi się na myśl po przeczytaniu kolejnego artykułu autorstwa Bogdana Falickiego.

Jego artykuły nawiązują do ludzi, na których szlaku życiowym Augustów i Warszawa stanowią dwa bardzo ważne miejsca, i zdarzeń, które bohaterów artykułów zatrzymały w tych miejscach na dłużej lub krócej. Myślę, że w ich sercach na zawsze.

Oglądając obraz musimy zachować odpowiedni dystans do płótna. Znajdując się zbyt blisko nie widzimy wielu istotnych elementów. Podobnie jest chyba i w tym przypadku. Tematami artykułów Bogdana Falickiego jest to, w czym tkwimy na co dzień, a jednak tego nie widzimy lub mamy trudność z przekazaniem tego innym.

O czym tym razem pisze Bogdan Falicki? Zapraszamy do lektury jego artykułu.

|Bart.

Warszawscy mieszkańcy Kopanicy

Bogdan Falicki: Jest Pani kolejną osobą spotkaną w Warszawie, która ma dom w Kopanicy i jeździ tam z rodziną na dłuższe pobyty latem i nie tylko latem. Skąd dowiedziała się Pani o tej turystycznej wsi pod Augustowem? Wiele jest w Polsce atrakcyjnych przyrodniczo miejscowości, a Kopanica jakoś szczególnie od lat przyciąga warszawiaków. Ile już lat działają na Państwa walory Kopanicy?

Bronisława Gańko, mieszkanka Warszawy: Jak zwykle w takich razach trochę zadziałał przypadek. Ponieważ Suwalszczyzna zawsze była ulubionym terenem naszej rodziny, więc okolice Wigier były nam już znane. Szkolne obozy żeglarskie i wypady do znajomych, którzy mieli domek campingowy w Gawrych Rudzie, też zrobiły swoje. W czasach, gdy zaczęły być coraz bardziej popularne prywatne domki letniskowe – wspólnym rodzinnym wysiłkiem udało nam się postawić taki domek właśnie w Kopanicy. Miejsce to wskazała nam znajoma, która była w dobrym kontakcie z panią Alicją – warszawianką mieszkającą od lat w Kopanicy. Pani Alicja w czasie pierwszego spotkania z nami uznała, że docenimy to miejsce. Zależało jej, aby sąsiadami byli ludzie, którzy docenią walory Kopanicy, uszanują klimat spokoju i nieco dzikiej współegzystencji ludzi i przyrody.

Fot. Bronisława Gańko

BF: Jesteście Państwo w Kopanicy gośćmi, nawet jeśli pobyty są wielotygodniowe. Czy stosunki towarzyskie i sąsiedzkie bardziej związały Państwa ze stałymi mieszkańcami wsi, czy z takimi jak Wy przybyszami z różnych stron Polski a szczególnie z mieszkańcami stolicy? Z kim jesteście bliżej?

BG: Mimo że nie przepadamy za towarzyskimi spotkaniami i bardziej cenimy przypadkowe otarcia światów, to udało się nam nawiązać bliższe relacje z niektórymi sąsiadami – zarówno rdzennymi jak i przyjezdnymi. Najdłuższa i chyba najbardziej serdeczna relacja łączy nas z Panią Lilką i jej rodziną. A spotkania to najczęściej wymiana przez płot informacji o życiu, wydarzeniach we wsi i okolicy (gdyż mieszkańców z widzenia i słyszenia znamy prawie wszystkich), czasem przysiądziemy razem na ławce, zdarzają się też przypadkowe spotkania na łące lub w słynnym barze Traktorek (nazwa słynna tylko w ramach naszej rodziny i naszych znajomych). A jeśli chodzi o przyjezdnych – najbliżsi zarówno przez płot jak i pokrewieństwo dusz są nam Pitkowie (to znowu ksywka tajemnie przez nas nadana). Wiele do opowiadania.

Jest jeszcze trzeci rodzaj znajomości – przyjezdni i jednocześnie mieszkańcy wsi (ha!). Po długim stacjonowaniu samotnie na górce, w otoczeniu pasących się krów lub chłopaków kopiących piłkę na łące, przybyli nam sąsiedzi z Suwałk, którzy postanowili na stałe zamieszkać we wspaniałej Kopanicy. Serdeczni, życzliwi, zażywający kąpieli w, równie jak my, nietypowych godzinach plażowania, zamykający za nas zapomniane drzwi od domku lub schowka, podczas gdy my już beztrosko w drodze do Warszawy, wytrwale organizujący coroczne renowacje naszego wspólnego pomostu. Jednym słowem miód.

BF: Mam przekonanie, że przybysze bywający w Kopanicy to osoby jakoś nietuzinkowe, ciekawe osobowości, artyści, naukowcy. Potwierdzi Pani taką opinię? Czy Państwo także należą do takiej grupy osób?

B.G: Nie mogę potwierdzić takiej opinii, być może z tego powodu, że moje charakteryzowanie ludzi przebiega według innych linii. Owszem, cenię nietuzinkowość i ciekawą osobowość, ale jakoś nie pokrywa mi się to z zawodem artysty lub naukowca. Myślę, że do Kopanicy przyjeżdżają różni ludzie, chociaż niewątpliwie większość docenia walory wciąż jeszcze rozległej i niezagospodarowanej przyrody. Pogodziłam się jednak wewnętrznie z tym, że dla każdego piękno znaczy co innego – dla mnie bezkresna łąka o świcie, dla kogoś bezkresny dom z ładnym podcieniem.

BF: Jednym z małżeństw, które wykupiło całoroczny dom z dużą działką w Kopanicy była śpiewaczka operowa Alicja Dankowska – Prawdzic z mężem Ryszardem. W jakich okolicznościach poznaliście się?

B.G: Pani Alicja oraz jej mąż Ryszard okazali się „znajomymi znajomych”, o czym wspominałam już przy pierwszym pytaniu. Fakt, że pani Alicja była śpiewaczką operową budził kontrowersje wśród naszych przyjaciół, którym opowiadaliśmy o naszych kopanickich planach. Chodziło o zagrożenie dla tak chwalonej przez nas ciszy i spokoju tych okolic, ale były to oczywiście żarty.   

BF: O Alicji Dankowskiej do dziś (zmarła w 2010) krążą w Kopanicy i Augustowie opowieści i legendy. Artystka o długiej karierze na scenach operowych prawie całej Europy, pani dziekan Akademii Muzycznych w Łodzi i Warszawie, pasjonatka brydża, świetna pływaczka do ostatnich lat życia w Kopanicy, gawędziarka, a po zejściu ze sceny także poetka zakochana w krajobrazie Puszczy Augustowskiej. Jakie są Pani wspomnienia o Alicji Dankowskiej?

B.G: Pani Alicji nie postrzegam przez pryzmat jej kariery i tytułów, zwłaszcza, że w Kopanicy pokazywała nam swoje swobodne oblicze. Na łonie przyrody, w wiejskim kolorycie codziennego życia, w komentowaniu zwykłych wydarzeń dotyczących sąsiadów – jawi mi się kobieta pogodna, pełna poczucia humoru, dystansu do nieuniknionych porażek i cieni życia. Uwielbiała Suwalszczyznę, więc zdarzało jej się soczyście przeklinać na objawy braku gospodarności czy śmiecenia. Ale nie było w tym gniewu, raczej troska. Pierwsza w towarzystwie zaczęła organizować wspólne wyjazdy do Krasnogrudy, gdzie Fundacja Pogranicze zaczęła organizować imprezy poetyckie, koncerty, widowiska światło i dźwięk – na kanwie poezji Czesława Miłosza, w parku, a następnie odbudowanym dworku rodziny Miłoszów (O nas (pogranicze.sejny.pl)

Odwiedzaliśmy również synagogę w Sejnach, gdzie Fundacja Pogranicze co roku organizuje koncerty i przedstawienia z kulturą żydowską w temacie lub tle. Jeśli chodzi o pływanie w jeziorze – dużo się o tym rozmawiało, bo my również jesteśmy pasjonatami pływania (nie mylić z plażowaniem, tego się nie uprawiało). Mieliśmy chyba jednak różne godziny zanurzania, bo jakoś się mijaliśmy.

B.F: Czy to prawda, że dom Alicji i Ryszarda odwiedzali artyści z Warszawy i Łodzi? Mówiło się o maratonach brydżowych, z udziałem gospodarzy i ich gości, szczególnie gdy pogoda nie była najlepsza. Grała Pani w brydża w tamtym towarzystwie?

B.G: Pani Alicja i jej mąż Ryszard mieli dużo znajomych, których gościli u siebie. Wtedy najczęściej znikali dla nas towarzysko. Większości tych osób nie znaliśmy, więc nie wiem nic o maratonach brydżowych. Moi rodzice grywali z panią Alicją i jej mężem, ale nie były to zacięte pojedynki i nie przeciągały się do nocy. Sądzę, że gra odbywała się na poziomie relaksującym i zabawowym. Ja byłam traktowana jako młodsze pokolenie, z którym ani się nie gra ani nie spoufala – co było dla wszystkich oczywiste i akceptowane. Mogłam bardziej zaistnieć towarzysko, gdy przygotowałam jakiś wyszukany deser z prostych, „kryzysowych” jeszcze produktów.  

B.F: Tylko patrzeć, jak zima przeleci i pierwszy wyjazd do Kopanicy można planować. Kiedy inaugurujecie Państwo sezon i od czego zaczyna się pierwszy pobyt? Liczenie strat po złodziejach? Małe naprawy czy większy remont? Jakie będzie lato 2023 w Kopanicy w Państwa siedlisku?

B.G: Z każdym rokiem coraz później otwieramy sezon. Kiedyś jeździliśmy obowiązkowo zimą – biegówki, łyżwy, sanki, grzanie się przy kozie i smażonych racuchach. Teraz zaczynamy, jak obeschnie ziemia i pojawi się trawa, czyli w kwietniu. Kopanica to, mówiąc w skrócie, porządne miejsce – nikt tu raczej nie czyha na cudzą własność. A porządki zaczynamy od mycia okien i wyrzucania much, które nie przetrwały zimy. Co roku widzimy też ślady pobytu stworzonek, które schroniły się u nas przed zimą i wysprzątały dom z okruchów, zapomnianych herbatników, a nawet próbowały tapety lub mydła, musiały być bardzo głodne. Nie wiemy, jakie będzie lato w tym roku, ale liczymy na czystą wodę w jeziorze i miłych turystów. Mamy też nadzieję, że ostatnia moda na grodzenie łąk i tym samym zabieranie tubylcom dojścia do akwenu przeminie z wiatrem.    

B.F: Dziękuję Pani za zwierzenia, wspomnienia i refleksje o spędzonych w Kopanicy dniach i latach. Dziękuję za zdjęcia. Proszę jeszcze o krótkie opisanie zdjęć. Domyślam się co przedstawiają, lecz nie wszyscy nasi Czytelnicy bywali w Kopanicy. Na koniec życzę Pani i całej Rodzinie (wielopokoleniowej?) kolejnego udanego lata w Kopanicy. Proszę także zaglądać do Augustowa. Wiem, że atrakcje Krasnogrudy i Sejn są bardzo konkurencyjne, lecz Augustów ma także bogatą ofertę kulturalną. Już prywatnie przekażę Pani kilka „piwnicznych” adresów. Jeszcze raz życzę kolejnych pięknych miesięcy na Ziemi Augustowskiej.

B.G: Zamieszczone zdjęcia pokazują jeziora Blizienko i Blizno, a lasy i łąki – to bliskie okolice tych jezior. Krasnogrudy i Sejn nie postrzegam, jako konkurencji dla Augustowa i okolicznych wspaniałych jezior i lasów. Walory obu tych miejsc, ukształtowanie terenu, przyroda, kultura i obyczaje są na tyle odmienne, że warto traktować je, jako jedną krainę północno-wschodniego zakątka Polski, który oferuje różnorodność i mnogość do zwiedzania i podziwiania. Wspólnym mianownikiem jest klimat kresów, czyste powietrze i woda, wciąż przepastne lasy i życzliwi mieszkańcy. Cieszy mnie, że ta kraina jest rozległa – latami można odkrywać wciąż nowe miejsca i atrakcje. Dziękuję za życzenia i pozdrawiam mieszkańców oraz sympatyków Ziemi Augustowskiej i przyległej Suwalszczyzny.

Bogdan Falicki (proeta@o2.pl)

Fot. Bronisława Gańko

Fot. Bronisława Gańko