Minęło wiele lat od jej śmierci i mało już kto pamięta o niezwykłym życiu tej kobiety.

W 1921 roku młoda absolwentka Gimnazjum Pedagogicznego w Łodzi Janina Wierzba podjęła trud nauczania wiejskich dzieci na końcu świata. Z dala od rodziny, w maleńkiej wsi zagubionej wśród pól odnalazła swoje powołanie. Rozpoczęła nauczanie dzieci w wynajętych wiejskich izbach. Nie było szkoły, musiała sobie jakoś radzić.

W 1924 roku wyszła za mąż za Zygmunta Godlewskiego, mieszkańca wsi Bargłówka. On też w latach wojny działał w Polskiej Organizacji Wojskowej. Wstąpił do polskiego wojska w Rajgrodzie. Służył w suwalskim 41 pułku piechoty, za co został odznaczony Krzyżem Walecznych. Niestety, podczas okupacji sowieckiej musiał się ukrywać przed aresztowaniem i zesłaniem do łagrów. Ciężko zachorował i zmarł w 1942 roku w miejscowości Jeziorki. Pochowano go w obejściu jednego z gospodarzy w tej samej wsi. Dlaczego o tym wspominam? Dlatego że miało to duży wpływ na los naszej młodziutkiej Janiny. Musiała sobie sama radzić. Nie mieli z mężem dzieci, więc całe serce poświęciła dzieciom ze wsi.

Pomagała jej w gospodarstwie siedemnastoletnia dziewczyna Józefa Niedźwiedzka ze wsi Tajeneko, przebywał też z nimi siedmioletni chłopczyk Miecio i adoptowana w 1937 roku córka Stanisława. Przyszedł tragiczny luty 1940 rok, straszny mróz i deportacja. Miejsce zesłania specposiołek Kwitok w obwodzie irkuckim.

Nie muszę chyba pisać w jak trudnym położeniu znalazła się ta młoda, samotna kobieta z garstką dzieci. Początkowo pracowała w tartaku przy obróbce drewna, była to nieludzko ciężka praca fizyczna. Dopiero amnestia dla Polaków z 12 sierpnia 1941 roku pozwoliła jej na powrót do pracy, którą przecież najbardziej kochała. Została wychowawczynią w polskim sierocińcu i nauczycielką polskich dzieci. Sierociniec był w miejscowości Mała Minusa w rejonie Krasnojarskim. Nie była to łatwa praca, warunki bardzo trudne. Była z nią Józia, jej pomoc z gospodarstwa w Bargłówce i mały przygarnięty Miecio oraz córeczka Stefania. Byli razem, Miecio pracował fizycznie na rzecz sierocińca. To wszystko dawało jej siłę. Do Polski Janina wraz ze swoimi podopiecznymi wróciła w marcu 1946 roku. Do rodzinnej wsi przyjechała wraz z innymi osieroconymi dziećmi ze wsi Bargłówka.

Ta niezwykła kobieta po powrocie do gospodarstwa odziedziczonego po mężu, musiała znowu sobie radzić sama. Podjęła pracę jako nauczycielka, zajęła się też prowadzeniem podupadłego gospodarstwa. Powtórnie wyszła za mąż za Franciszka Kopańko. Miecio wyjechał w swoje rodzinne strony, odszukał biologiczną matkę. Niestety ona już miała swoje życie i nie zaakceptowała tego faktu. Mietek powrócił do Domu Dziecka w Malborku. Tam dorósł i założył rodzinę. Adoptowana córka też wyszła za mąż i wyjechała na tzw. ziemie odzyskane.

Janina została kierowniczką szkoły, na sercu leżało jej dobro dzieci i po wieloletnim staraniu w końcu udało jej się doprowadzić do budowy szkoły w Bargłówce. Budynek stoi do dziś, szkoła jest już niestety nieczynna. Ta niezwykła kobieta w szkole w Bargłówce jako nauczycielka przepracowała 40 lat.

Jak silną kobietą musiała być ta młodziutka dziewczyna, która przyjechała do Bargłówki z Łodzi? Nie złamała jej śmierć męża, deportacja, wojna. Po powrocie do kraju nie bała się mówić o Syberii i ciężkim losie Polaków. Zawsze miała w sercu dobro dzieci. Siłaczka.

Zmarła po ciężkiej chorobie w 1961 roku Została pochowano na tzw. nowym cmentarzu przy swoim pierwszym mężu Zygmuncie.

Janina po wojnie ekshumowała jego ciało z obejścia gospodarza, gdzie był wcześniej pochowany. Spoczęła obok niego.

Piękny nagrobek postawił dla nich jej drugi mąż Franciszek Kopańko.

Całym swoim życiem dała przykład dla nas.

Miłość do bliźniego to nie puste słowa, to serce oddane i kochające.

Polecam książkę „Martyrologium Bargłowskie” Edwarda Ćwikowskiego i Henryka Ćwikowskiego przy współpracy Haliny Gniedziejko. Znajdziecie tam historię Janiny i tragiczne losy innych mieszkańców Bargłówki.

Grażyna Michałowska

zdjęcia: Grażyna Michałowsa ; IPN

|źródło: Perełki gminy Bargłów Kościelny i aktualne informacje