– Niepokojąco zbliżamy się do tej sytuacji, która była w listopadzie. Obawiam się, że ona się powtórzy – mam nadzieję, że jednak tylko jeżeli chodzi o liczbę przypadków, a nie o brak miejsc w szpitalach.

Joanna Zajkowska, fot. Monika Kalicka (archiwum)
Z prof. Joanną Zajkowską rozmawia Renata Reda

Od poniedziałku (15.03) w kolejnych województwach obowiązują zaostrzone restrykcje sanitarne. Do Warmii i Mazur oraz Pomorza dołączają Mazowsze i województwo lubuskie. To w związku z pogarszającą się sytuacją epidemiczną.

O tym, jakie są prognozy związane z epidemią, z wojewódzką konsultant w dziedzinie epidemiologii prof. Joanną Zajkowską rozmawia Renata Reda.

Renata Reda: Z dnia na dzień w szpitalach jest coraz więcej chorych na COVID-19. Czy niedługo będziemy mieć podobną sytuację do tej z listopada? Wprawdzie teraz mamy szczepionki, ale też nowe warianty koronawirusa?

prof. Joanna Zajkowska: Niepokojąco zbliżamy się do tej sytuacji, która była w listopadzie. Obawiam się, że ona się powtórzy, mam nadzieję, że tylko jeżeli chodzi o liczbę przypadków, a nie o brak miejsc w szpitalach.

Jakie warianty koronawirusa teraz dominują?

Ukazała się mapa z wynikami badań sekwencjonowania rozmieszczonymi geograficznie w całej Polsce, które pokazują, że w niektórych województwach zaczyna dominować wariant brytyjski. To jest ten wariant, który cechuje się większą agresywnością, jeżeli chodzi o zakaźność.

Z mapy tej wynika też, że tak jak w połowie stycznia nie był on jeszcze obecny, tak dzisiaj w woj. warmińsko-mazurskim 3/4 zakażonych jest tym wariantem. Podobnie w pomorskim, duży odsetek jest w podlaskim, a na przykład w lubuskim, które też ma dużo przypadków i są tam nowe obostrzenia, z kolei tego wariantu nie ma.

Rządy kilku krajów wstrzymały podawanie szczepionki AstraZeneki. Polski rząd i Europejska Agencja Leków uspokajają i zalecają jej podawanie. Jaka jest pani rada?

Ja bym jeszcze cierpliwie poczekała na wyniki opinii Europejskiej Agencji Leków, ponieważ należy te przypadki przeanalizować. Na ponad trzy miliony podanych dawek, jest około 20 przypadków, więc jest to niewielka liczba. Natomiast powikłania zatorowo-zakrzepowe są dosyć powszechnym schorzeniem i mogą nie mieć związku z podawaniem szczepionki. Może to być tylko zbieżność w czasie.

Obawiałabym się wycofania tej szczepionki, bo jednak stanowi ona bardzo duże uzupełnienie na dosyć ograniczonym rynku szczepionkowym.

Dlaczego nie pojawiają się informacje o takich powikłaniach po innych szczepionkach przeciwko COVID-19?

Dobre pytanie. Ponieważ powikłania zatorowo-zakrzepowe są dosyć poważne, zostały nagłośnione. Może to intensywność szczepienia AstraZenecą. Ale na przykład w Wielkiej Brytanii zaszczepiono ponad milion ludzi i tam nie podawano takiego powikłania.

Analiza i szczegółowe przebadanie pozwolą stwierdzić, czy mają one jakieś powiązania ze sobą, np. że są podane jedną serią tej szczepionki. Bardzo bym chciała, żeby się to wyjaśniło pozytywnie, bo szkoda byłoby stracić taką liczbę szczepionek, którą wiążemy z AstraZenecą.

Zwłaszcza że są skuteczne.

Tak, to jest szczepionka skuteczna. Może miała złe wejście, taką niedobrą akcję informacyjną, natomiast okazuje się, że wyniki badań pokazują, że immunogenność jest dobra, tylko rozciągnięta w czasie w porównaniu ze szczepionkami mRNA.

Niedługo w Polsce będzie podawana szczepionka czwartego producenta – firmy Johnson & Johnson. Czym różni się od preparatów Moderny, AstraZeneki i Pfizera?

Jest to szczepionka zbliżona w swojej konstrukcji do AstraZeneki. Wprowadza materiał DNA, który będzie przepisany na RNA, czyli to, co mamy w szczepionkach Pfizera i Moderny. Ten sam sposób działania jest wykorzystany przez AstraZenecę, z tym że wektorem wprowadzającym jest też adenowirus, pozbawiony zdolności replikacji.

Wyższość tej szczepionki polega na tym, że można się ograniczyć do jednej dawki. Wyniki badań wskazują, że jedna dawka generuje wystarczającą immunogenność, która będzie zapewniała nam ochronę.

Kto powinien dostać szczepionkę Johnson & Johnson? Czy powinna być ona dedykowana odpowiedniej grupie wiekowej?

Nie. Natomiast jeżeli chodzi np. o szybkość, to mamy grupę osób obciążonych schorzeniami i czekających na operację, na hospitalizację. Wydaje się, że w krótkim czasie można takiego pacjenta przygotować poprzez wygenerowanie odporności jedną dawką. Jednak Moderna czy AstraZeneca rozciąga w czasie wytworzenie odporności, natomiast szczepionka jednodawkowa już po trzech tygodniach generuje odporność, która nas satysfakcjonuje.

Najpierw rząd zdecydował, że ozdrowieńcy dostaną jedną dawkę szczepionki po pół roku od zakażenia koronawirusem. Po kilku dniach zmienił zdanie i ozdrowieńcy będą mogli dostać szczepionki po trzech miesiącach od stwierdzenia zakażenia. Skąd ta zmiana?

To po prostu gospodarowanie szczepionkami, których nie jest za wiele, i ustalanie grup priorytetowych. Ozdrowieniec to osoba, która już się zetknęła z wirusem, która wygenerowała jakiś poziom przeciwciał, czyli jakąś ochronę i przez jakiś czas ta ochrona będzie działała. Podanie jednej dawki szczepionki będzie dawką przypominającą, czyli choroba plus jedna dawka zadziałałyby tak jak szczepionka dwudawkowa.

Czy dlatego rząd skrócił ten czas, bo dotrze do nas więcej szczepionek?

Myślę, że wynika to też z trudnej definicji ozdrowieńca, ponieważ ozdrowieniec to człowiek, który przebył zakażenie.

Nie każda osoba, która miała pozytywny wynik testu w kierunku koronawirusa, wytworzyła przeciwciała.

No właśnie. Definicja ozdrowieńca do celów szczepień powinna być zawężona. Poziom przeciwciał nie jest taki jednoznaczny, dlatego że po przechorowaniu tworzą się też komórki pamięci i komórki odpowiedzi komórkowej. Poziom przeciwciał jest jednym z takich mierników wytworzonej odporności po zachorowaniu. Natomiast powinna być ona dobrze udokumentowana albo w rejestrze dodatnim wynikiem PCR, albo pobytem w szpitalu czy wynikiem z konsekwencją izolacji, czyli udokumentowanym zakażeniem.

Natomiast wiem, że bardzo wiele osób przechorowało i ponieważ są z ogniska, to są przekonani, że przechorowali COVID, natomiast nie ma na to dowodu. Ta definicja nie ujmuje wszystkich ozdrowieńców. Nie wiem jeszcze, jak to będzie wyglądało, jak to sprecyzuje rząd, kwalifikując ozdrowieńców do szczepień.

Ale są też osoby, które w statystykach sanepidu figurowały jako osoby zakażone, a praktycznie nie miały żadnych objawów i niekoniecznie wytworzyły przeciwciała.

Tutaj też mam taką wątpliwość, żeby nie traktować wszystkich ozdrowieńców jednakowo. Natomiast sam wynik testu PCR wskazuje, że do zakażenia doszło i jakaś odporność musiała się wytworzyć. Czy ona była mniej, czy bardziej intensywna, wymagałoby to badania. Natomiast nie wiem, czy będzie to logistycznie realne, żeby przed szczepieniem ozdrowieńca badać go jeszcze na obecność przeciwciał.

W ciągu 2,5 miesiąca prawie trzy miliony osób w Polsce, w naszym regionie prawie 100 tys. dostało co najmniej jedną dawkę szczepionki. Możemy planować wyjazdy urlopowe?

Planować możemy, natomiast byłabym jeszcze bardzo ostrożna. Myślę, że epidemia nie odpuszcza. Pojawienie się nowych wariantów i intensywność zakażeń każą patrzeć w przyszłość z dużą ostrożnością. Mam nadzieję, że latem tych przypadków będzie znacznie mniej, dlatego że warunki pogodowe sprzyjają mniejszej transmisji wirusa, ponieważ więcej przebywamy na świeżym powietrzu, poza pomieszczeniami. Natomiast nie byłabym taką optymistką.

Jedna z dużych sieci handlowych zaczęła sprzedawać szybkie testy serologiczne na obecność koronawirusa. Czy warto je kupić, czy lepiej wydać kilka złotych więcej i zrobić test na przeciwciała w akredytowanym laboratorium?

Pozwalający na wykrycie przeciwciał, więc to jest test, który mówi o tym, czy ktoś miał kontakt z wirusem, czy nie. Natomiast nie odpowie nam, czy jesteśmy osobą zakażającą, czy nie. Zawsze lepsze jest certyfikowane laboratorium.

Dodam, że szybkie testy i ich negatywny wynik nie umożliwią nam podróżowania po świecie bez kwarantanny. Służby graniczne akceptują tylko testy profesjonalne wykonane przez akredytowane laboratoria.

| red: zmj

|radio.bialystok.pl